Dwudniowy wyjazd na Jasną Górę. W intencji dzieci i wnucząt (dwoje w tym roku przystępuje do I Komunii Św.). Sobotnie popołudnie i wieczór spędzone na modlitwie i wchłanianiu atmosfery tego świętego miejsca. W Kaplicy Sakramentu Pokuty spowiedź i Adoracja Najświętszego Sakramentu. Msza św przed Cudownym Obrazem, w czasie której odbyła się piękna ceremonia ślubu - tylko pozazdrościć młodej parze uroczystości w takim miejscu. Próba dwustosobowego chóru z orkiestrą w Sali Papieskiej - anielski śpiew, ciarki przechodzą po plecach. Akatyst z modlitwą o pokój dla świata, Apel Jasnogórski rozpoczęty odśpiewaniem Bogrurodzicy - na żywo duże przeżycie. Nocleg w Domu Pielgrzyma - pokoje hotelowe bez telewizorów, za to z krzyżem i obrazem Pani Jasnogórskiej. Niedzielny poranek - msza św w bazylice, droga krzyżowa na wałach, spacer wokól klasztoru. Weekend inny niż wszystkie. Z dala od bieganiny, internetu, polityki - oddech dla duszy i ciała. Warto.
W czasie wędrówki po Roztoczu zawitaliśmy do Szczebrzeszyna. Jak pisał Jan Brzechwa „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie i Szczebrzeszyn z tego słynie”. Oprócz pomnika sławnego chrząszcza napotkaliśmy również rzeźbę wykonaną w pniu ściętej lipy, pokazującą wielokulturowe tradycje miasta. Symboliczne ukazanie wspólnych korzeni wiary, pod postaciami księdza, batiuszki i rabina.
Dobra pamięć nie jest moją domeną. Utkwiło w niej jedna kilka ważnych faktów, które dane było mi przeżyć. Jednym z nich był dzień wyboru Karola Wojtyły na papieża.
Ech, czas nieźle przyspieszył, zbliżały się diamentowe urodziny. Nie jestem fanem podniosłych uroczystości ale miałem świadomość, że rodzinka (dość liczna) będzie chciała/musiała (do wyboru) cmoknąć jubilata w czółko. Z tą myślą zacząłem się powoli oswajać. Cóż, będzie trzeba to przeżyć. Wyciągnę akordeon i zagram , ku ucieszesz wnuków i znudzonych gości sto lat, sto lat dla samego siebie.
Z tyłu głowy tliła się ochota na jakiś przewrotny pomysł.